Strona główna » Recenzja: Amundsen. Ostatni wiking

Recenzja: Amundsen. Ostatni wiking

przez Wszedobylscy
Biegun południowy

„Amundsen. Ostatni wiking” to niezwykłe połączenie biografii z podróżniczą powieścią. Przenosimy się w czasy ostatnich wielkich odkryć geograficznych i ruszamy w drogę. Najpierw w okolice bieguna północnego, a potem w szaloną wyprawę na biegun południowy. Przez kilkaset stron będziemy śledzić niesamowite dokonania samego Amundsena.

Choć Amundsen zasłynął jako zdobywca bieguna południowego, to może się pochwalić jeszcze wieloma innymi polarnymi odkryciami. Jego upór, determinacja i ambicja sprawiły, że z mapy świata zniknęły niemal ostatnie białe plamy. Amundsen może się bowiem pochwalić odkryciem morskich dróg wewnątrz Archipelagu Arktycznego: Przejścia Południowo-Zachodniego oraz Przejścia Południowo-Wschodniego. Był też pionierem lotnictwa – jako pierwszy w historii przeleciał nad biegunem północnym na pokładzie włoskiego sterowca.

Ale kim był Amundsen? Co obudziło w nim ten niepohamowany zew przygody? Skąd w jego głowie zakiełkował pomysł, by ruszyć w stronę Arktyki, gdzie na pokładzie niewielkiego statku miesiącami tkwili uwięzieni pośród lodu? Jak wyglądała taka podróż w czasach, gdy technologia nie pozwalała jeszcze na stały kontakt? Jak odnaleźć się w krainie wiecznego lodu bez nawigacji? A to tylko początek…

Amundsen. Ostatni wiking

Amundsen był człowiekiem niezwykle ambitnym. Skrzętnie dążył do wyznaczonego sobie celu, zasłynął też z drobiazgowego planowania. Kilka miesięcy swojego życia poświęcił na obserwację Inuitów, którzy świetnie potrafili sobie radzić w bardzo niesprzyjających warunkach. Dzięki temu doskonale zdawał sobie sprawę, że kluczem do sukcesu jego wypraw było odpowiednie przygotowanie: jaki ubiór jest najodpowiedniejszy, jak szybko i sprawnie poruszać się po lodzie. Jego drobiazgowość, umiejętność doboru towarzyszy i solidne plany umożliwiły mu właśnie zdobycie bieguna południowego. Nie obyło się oczywiście bez małego skandalu, bo to nie ten biegun był pierwotnie celem akurat tej wyprawy. W wyścigu o ten niemal ostatni nieodkryty kawałek lądu wygrał ze Scottem, czego Brytyjczycy nie mogli mu wybaczyć, wręcz zarzucając Norwegowi niezdrową rywalizację.

Nie samymi polarnymi wyprawami żył Amundsen. Dzięki swoim dokonaniom stał się znany na całym świecie. Można nawet rzec, że został podróżniczym celebrytą tamtych czasów. Kobiety go uwielbiały, choć z żadną nie związał się na stałe. Udzielał wywiadów, prowadził wykłady, był zapraszany na przyjęcia. W wolnych chwilach zbierał też fundusze na kolejne, kosztowne przecież wyprawy. W tamtych czasach nie było to łatwe.

Z uwagą śledził nowinki technologiczne, z chęcią też z nich korzystał. Po zdobyciu bieguna południowego jego uwaga skupiła się na możliwościach wykorzystania statków powietrznych do odkrywania lądów z zupełnie nowej perspektywy. Koniec końców to właśnie fascynacja lotnictwem doprowadziła do śmierci Amundsena.

Czy jest coś, co w książce mi się nie spodobało? Nazwijmy to postępującym zanikiem obiektywizmu. Z każdym kolejnym rozdziałem widać, że Stephen Bown darzy Amundsena coraz większą sympatią. Autor usprawiedliwia niemal każdy błąd czy złe zachowanie norweskiego odkrywcy. Mimo wszystko, Amundsen. Ostatni wiking to wciągająca lektura i trudno było mi się od niej oderwać.


Stephen Bown „Amundsen. Ostatni wiking”

Wydawnictwo Poznańskie

Zostaw komentarz

Ta strona korzysta z plików cookie, aby poprawić Twoje doświadczenia. Czy wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez autora Bloga i czy wyrażasz zgodę na zapisywanie plików cookies w Twoim urządzeniu? Informacje na temat danych osobowych znajdziesz w "Polityce Prywatności". Akceptuj Czytaj więcej