Na zdjęciach z podróży wszystko wygląda ładnie i pięknie, ale rzeczywistość czasami bywa mniej różowa. Choć podróżujemy już od kilkunastu lat to cały czas zdarzają nam się różne wpadki. Większość z nich można potem opowiadać w ramach zabawnych anegdot, na wspomnienie innych cały czas przechodzą mnie ciarki. Więc co takiego przytrafiło nam się w podróży?
Za głupotę trzeba płacić
To jedna z moich ostatnich wpadek i aż wstyd o niej nawet wspominać. Ale co tam, uczcie się na czyichś błędach! Po tylu latach mogłoby się wydawać, że to bardzo oczywista rzecz, że przed wyjazdem należy sprawdzić… ważność dokumentów! Owszem, mój paszport nie stracił jeszcze ważności, tyle tylko, że do kraju, do którego się wybieraliśmy dokument musi być ważny minimum sześć miesięcy. A mojemu zostało tylko cztery miesiące. Oczywiście o swoim błędzie skapnęłam się dwa dni przed wyjazdem, w sobotnie popołudnie. No i zamiast wylegiwać się w słońcu to spoglądam na padający za oknem śnieg. Wyjazd musieliśmy odwołać, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa zostałabym odesłana pierwszym samolotem powrotnym do Polski. Na własny koszt.
Plastik nie działa
Jesteśmy już tak przyzwyczajeni do korzystania ze zdobyczy cywilizacji, że gdy coś przestanie działać to prawie jakby się świat zawalił. Polecieliśmy na jednodniową wycieczkę do Szwecji, w weekend. Lot o barbarzyńskiej porze, z samego rana, więc na szwedzkim lotnisku jesteśmy bardzo wcześnie. Chcemy dojechać do najbliższej miasteczka, to zaledwie 15 minutowa jazda autobusem. Sprawdziliśmy, w Szwecji za bilet kupowany u kierowcy w autobusie zapłacimy tylko kartą. Nieco zaspani wsiadamy do tego autobusu i chcemy zakupić dwa bilety, płacąc oczywiście plastikiem. Za pierwszym razem – odmowa. No to próbujemy jeszcze raz. Znowu odmowa. Dobra, to teraz drugą kartą. Odmowa. Trzecia karta. Znowu odmowa. Kierowca patrzy na nas z politowaniem i mówi, że on już nie ma czasu na takie zabawy i musi jechać. Ale w drodze wyjątku zabierze nas do miasta za darmo. Miło czasem spotkać rodaków za granicą! Potem okazało się, że bank, z którego pochodziły wszystkie nasze karty miał przerwę techniczną do 8 rano i nie realizował żadnych płatności kartą. A nam zachciało się jeździć z samego rana po Szwecji…
Pozdrowienia z wakacji
Zanim wrzucanie zdjęć na Insta i Fejsbunia stało się modne spędzałam wakacje na Wyspach Kanaryjskich. W tych zamierzchłych czasach pozdrowienia z wakacji posyłało się w bardzo tradycyjnej formie: za pomocą pocztówek. Oczywiście chciałam wysłać rodzinie i znajomym pełne serdeczności kartki z Teneryfy, więc zakupiłam ich całkiem pokaźny plik, wypisałam, okleiłam znaczkami i wysłałam. A przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż nigdy żadna pocztówka z Kanarów nie dotarła do Polski. Po przemyśleniu sprawy wyszło na to, że wrzuciłam te wszystkie kartki, ale do… kosza na śmieci, który stał obok skrzynki pocztowej, a był do niej zdumiewająco podobny.
Gdzie to się podziało?
Chwila nieuwagi i jak łatwo jest coś zgubić w podróży. Kiedyś zostawiliśmy walizkę naszego dziecka w schowku nad głowami w autobusie. Zupełnie o niej zapomnieliśmy. Wyszliśmy z autokaru, weszliśmy na lotnisko, pokręciliśmy się i chcemy przechodzić przez kontrolę i wtedy dopiero patrzymy, że brakuje nam jednej sztuki bagażu. No to biegiem za autokarem… Tylko, że przez terminalem takich samych pojazdów stoi przynajmniej kilka! Zaczepiamy kogoś z obsługi tej firmy, dzwonią, pytają… Jest! Na szczęście autobus nie zdążył wyruszyć w dalszą podróż i udało nam się walizkę odzyskać. Ale byłby raban, gdyby różowy bagaż został w Belgii.
O mały włos…
… a nie straciliśmy naszych filmików i zdjęć z tygodniowych wakacji we Włoszech. Wszystko dlatego, że na czas lotu położyliśmy torbę z aparatem i kamerką sportową pod siedzeniem. Zachciało nam się robić zdjęcia podczas podróży i kamerka musiała nam wypaść, gdy wyciągaliśmy aparat. O jej tajemniczym zniknięciu zorientowaliśmy się dopiero na lotnisku, długo po odebraniu bagażu rejestrowanego, choć jeszcze po stronie przylotów. Popędziliśmy do biura agenta handlingowego po pomoc. Choć oczami wyobraźni widziałam już, jak kamera pełna naszych wspomnień w cyfrowej formie odlatuje samolotem w kolejny rejs (samolot stoi na płycie tylko kilkanaście minut). Niby to tylko zdjęcia, ale mimo wszystko. Pracownicy długo próbowali skontaktować się z obsługą samolotu, ale w końcu po bardzo długich 20 minutach… znalazła się! Faktycznie została pod siedzeniem, personel pokładowy zdążył jeszcze przed odlotem przekazać ją do handlingu. Do tej pory jesteśmy Wam wdzięczni! I teraz już zdecydowanie uważniej pilnujemy naszych rzeczy.
Mniej szczęścia miały plażowe ręczniki i stroje kąpielowe, które zgubiliśmy jakąś godzinę po przyjeździe na wakacje do Hiszpanii. Po 36 godzinach spędzonych w autokarze jedyne o czym marzyliśmy w ten upalny wieczór to kąpiel w morzu. Woda była odprężająca, ale pamiętajcie, żeby nigdy przenigdy nie zostawiać swoich rzeczy na dachu samochodu. Znajomi pojechali zawieść bagaże do naszego wakacyjnego apartamentu, a my w środku tej pięknej nocy pożegnaliśmy dość istotną część naszego wypoczynkowego ekwipunku.
Błądzić to rzecz ludzka
Różne wpadki i błędy nam się zdarzały. Czy to zbyt dużo słońca, a może chęć szybkiego powrotu do hotelu na wybrzeżu Costa Brava sprawiły, że z dotąd nieznanych przyczyn wsiedliśmy do złego pociągu. Który jechał w zupełnie inną stronę. Skapnęliśmy się dopiero po dwóch stacjach. Wysiadka, szybki powrót na pierwotną stację, oczekiwanie na ten właściwy pociąg. Koniec końców dotarliśmy do hotelu tak późno, że nie zdążyliśmy na kolację.
Zagubieni w czasie
Podczas naszej podróży do Chin mieliśmy bardzo napięty harmonogram, chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej w ograniczonym czasie, jaki posiadaliśmy. To była wycieczka w większym gronie, a ułożenie planu, który zadowoliłby wszystkich było nie lada wyczynem i zajęło nam kilka tygodni. Pomimo tak drobiazgowych przygotować dwa razy pokręciliśmy daty i źle zarezerwowaliśmy bilety na samolot. Jakim cudem? Dalej pozostaje to dla nas tajemnicą.
W jednym z miast mieliśmy być tylko kilka dni, ale zostaliśmy pokonani przez smog, choroby i fatalną pogodę. Do tego okazało się, że źle wyliczyliśmy nasz pobyt – mieliśmy już zarezerwowane noclegi w innym miejscu, a dalej tkwiliśmy nie tam gdzie trzeba. Nie mogliśmy przebukować biletów przez Internet, więc przemierzyliśmy pół miasta w poszukiwaniu biura linii lotniczej. Na szczęście okazało się, że z pracownikami w niewielkim stopniu mogliśmy się porozumieć w języku angielskim, więc nieco na migi i nieco w formie rysunkowej udało nam się przesunąć wylot na wcześniejszy dzień. I to nawet bez większych kosztów! Drugiego błędu już tak łatwo naprawić nie mogliśmy i okazało się, że zamiast wracać wspólnie ze znajomymi to zarezerwowaliśmy sobie te same loty… tylko, że na następny dzień. Gamonie.
Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz
Taka sytuacja. Środek nocy. Hostel w centrum Pekinu. Dormitorium. Wpadamy wieczorem do pokoju, a tu się okazuje, że drzwi otwarte. W środku cały nasz dobytek na trzytygodniową podróż. No cóż, nie spodobało nam się, że nasz nowy współlokator nie potrafi nawet porządnie zamknąć drzwi. Dość soczyście dajemy upust swojemu niezadowoleniu, gdy wtem z górnego łóżka dobiega nas cichutkie… „przepraszam” w naszym ojczystym języku! Trochę wstydu, trochę śmiechu, ale nikt potem już nie chował urazy.
Gdy zaatakuje Cię znienacka…
Nie ma nic gorszego niż pochorować się w podróży. Nic przyjemnego, gdy zwijasz się pod kołdrą w pełnej gorączce zamiast odkrywać świat. Na szczęście zazwyczaj kończy się jedynie na niezbyt groźnych przeziębieniach lub chińskiej grypie. Z takich atrakcji to najgorsze co może się trafić to grypa żołądkowa, która podstępnie atakuje w najmniej odpowiednich momentach. I rozkłada wszystkich po kolei na wycieczce z dzieciakami. A Ty po nieprzespanej nocy masz w perspektywie kilkugodzinną podróż pociągiem i żadnych leków na takie dolegliwości w apteczce. To naprawdę „niezapomniane” wspomnienia.
Więcej o naszych perypetiach w podróży możecie przeczytać również tutaj. A Wam? Co zabawnego przydarzyło się w podróży?